Kinowe świeżynki – filmy świeżo po premierze lub jeszcze przed nią
Manchester by the Sea
Tutaj mamy nieco zamieszania, bo jak wiadomo “Manchester by the Sea” teoretycznie swoją premierę miał jeszcze w styczniu. Niestety za sprawą polskiego dystrybutora ta emocjonalna bomba nie pojawiła się na ekranach multipleksów i ledwo zahaczyła o niektóre kina studyjne. Teraz gdzieniegdzie powraca. Ale niech Was nie zwiedzie wskrzeszenie tego filmu na afiszach – pędźcie do kina, póki jest!
Na powierzchowną warstwę tego filmu składają się spokój i zwyczajność. Pod nią mamy rozpacz i rany, które nigdy się nie zagoją. Momenty codziennego i monotonnego życia dają nam chwile wytchnienia wobec scen, które dewastują nas emocjonalnie.
A opanowanie i lunatyczność głównego bohatera to fasada, pod którą kryje się człowiek martwy w środku. Trwają dyskusje, czy Affleck, który stworzył tak przejmującą kreację, rzeczywiście zagrał tak koncertowo, czy taki po prostu jest. Niezależnie od rozwiązania tej zagadki – chyba nikt inny nie stworzyłby tego efektu. Warta wspomnienia jest również Michelle Williams, która wprawdzie pojawia się na krótko, ale zostaje zapamiętana.
Konrad napisał o tym filmie, że jest wyrazem “męskiej emocjonalności w pigułce”. Wydaje mi się, że to najlepsze podsumowanie.
Dla kogo:
Dla miłośników kina stonowanego na najwyższym poziomie, dla tych, którzy dość już mają przerysowania, przekombinowania, przerostu formy nad treścią. Dla tych, którzy lubią filmy “o zwyczajnym szaleństwie”, mocno osadzone w realiach. I dużo realizmu.
Moja ocena: 9/10
Logan: Wolverine
Poszłam na ten film bez większego przekonania, choć nieco zachęcona zwiastunem. Otrzymałam mroczny dramat psychologiczny z dużą dozą brutalności i zaskakujący realizmem. Relacja Logana z Laurą (dziewczynką, która nieoczekiwanie pojawia się w jego życiu) i z Profesorem X jest przemyślana od początku do końca i psychologicznie wiarygodna. To również najmocniejszy punkt filmu. Widać serce i ogrom zaangażowania, jakie Hugh Jackman włożył w tę rolę. Jak wiadomo, sam walczył o kategorię R, dzięki czemu dostajemy w filmie brutalność w pełnej krasie. Surowa forma, brak spektakularnych efektów, z uwagi na ograniczenia finansowe również działa na korzyść filmu. Ogromny ciężar spoczywał również na barkach filmowej Laury. Dafne Keen udźwignęła go niemal bez wysiłku.
Mamy dwa bieguny kina o bohaterach. Oba mogą się sprawdzić. Tutaj gorzki realizm dał radę.
Dla kogo:
Dla zwolenników “Nolan Style” – kina o superbohaterach z domieszką goryczy i demitologizacji bohaterów w kryzysie i niemocy oraz filmu komiksowego w stylu antykomiksowym, w realistycznej odsłonie. Również dla tych, którzy przekładają kategorię R ponad wyszukane efekty specjalne.
Moja ocena: 8/10
Pokot
Ekranizacja powieści Olgi Tokarczuk pod jakże krzepiącym tytułem “Prowadź swój pług przez kości umarłych” została już doceniona na tegorocznym Berlinale. Widzę, że niektórzy zarzucają filmowi nadmierny dydaktyczną formę i narzucanie tak zwanego “lewackiego” punktu widzenia. Myślę jednak, że Agnieszce Holland mimo zachowania subiektywnego charakteru filmu udało się przemycić niejednoznaczność, bo bohaterka choć budzi sympatię i nawet naszą aprobatę, ani przez chwilę nie przestaje być reprezentanką radykalnego stanowiska – i dotyczy to nie tylko kwestii traktowania zwierząt, jak również światopoglądu. Zostało to uczciwie zaznaczone i jej poglądy są zestawione z bardziej umiarkowanym stanowiskiem, które reprezentują inni bohaterowie. Co nie zmienia faktu, że owszem – kilkakrotnie poraziło mnie koturnowe przedstawienie złych Złych, którzy byli tak źli, że zakładali nogi na stół i uderzali bez powodu w pręty klatek z uwięzionymi zwierzętami (uhhh!). Ale szczęśliwie dość szybko ta koturnowość się rozmywa. Intryga trzyma w napięciu, postaci są zindywidualizowane, a Holland z dużym wyczuciem i szacunkiem podeszła do wyzwania, jakim było zmierzenie się z językiem literackim Olgi Tokarczuk.
Dla kogo:
Dla miłośników pióra Olgi Tokarczuk, dla tych, którym leży na sercu los zwierząt oraz dla tych, którzy cenią sobie kryminały osadzone w pięknych górskich okolicznościach przyrody. Także dla wszystkich tęskniących za mieszkaniem na malowniczym odludziu.
Moja ocena: 8/10
Maria Skłodowska-Curie
Koprodukcja francusko-polsko-niemiecko-belgijska pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu. Otrzymaliśmy film w starym stylu, by nie powiedzieć – staroświecki. Błyszczy Karolina Gruszka, która koncentruje się na oddaniu emocjonalnej strony noblistki, jej “ludzkiego wymiaru”. Kobiety, którą interesowały nie tylko związki chemiczne #heheszki. Jakkolwiek romanse Skłodowskiej są nieodłącznym elementem jej biografii i przy okazji budzą nasze niezdrowe zainteresowanie do ploteczek i zgłębiania sekretów alkowy, mnie zabrakło Marii jako człowieka. Jej cech osobowościowych, jej ekscentryczności, jej zwyczajów, kaprysów, nastrojów i śmiesznostek. Nie interesuje mnie definiowanie jej wyłącznie przez pryzmat miłości. Gdzie jest jej charakter?
Można odczuwać pewien niedosyt, jeśli chodzi o pokazanie pracy noblistki. Momentami zawodzą nieco dialogi i scenariusz.
Mamy za to piękne zdjęcia – malarskie kadry znakomicie odzwierciedlające nasze wyobrażenie o czasach, które oglądamy (i nie jest to wada, lecz konsekwentnie przyjęta konwencja), a wrażenia dopełnia gra świateł, kostiumy i fantastyczna charakteryzacja. Duch epoki został zachowany. I boli fakt, że na zagranicznych plakatach widnieje tytuł “Maria Curie” – po prostu trudno się z tym pogodzić.
Dla kogo:
Dla tych, którzy lubią bardzo tradycyjne kino. Dla fanów Karoliny Gruszki i realiów przełomu XIX i XX wieku.
Moja ocena: 6/10
Jak sami widzicie, jest w czym wybierać. Tymczasem do kin lada moment wejdą nowe filmy, choćby “Piękna i Bestia”, a tu jeszcze do obejrzenia został mi “Trainspotting 2” oraz “Był sobie pies”.
Które tytuły spośród goszczących w marcu na ekranach kin są na Waszej liście do obejrzenia? Które skreślacie z góry? Na których filmach byliście?
Aleksandra Drozd
Jeśli, tak jak my, interesujesz się filmami i spodobał Ci się powyższy tekst, to polub też naszą stronę na Facebooku i zacznij nas śledzić na Twitterze.