Adaptacja powieści Waltera Tevisa to historia odkrywania geniuszu, szachowych potyczek, a równocześnie – walki z demonami przeszłości i niezawinionym uzależnieniem. A wszystko to zmieściło się w fikcyjnej biografii jednej dziewczyny. Śledzimy historię Beth Harmon: od momentu pojawienia się jej w sierocińcu, poprzez przypadkowe pierwsze olśnienie szachami, aż po jej rozwój i pokonywanie kolejnych stopni wtajemniczenia – szachowych i życiowych.
Szachy dla mas
Jak tworząc film o elitarnej dyscyplinie sportowej, przykuć uwagę widza, który o szachach nie wie nic lub wie niewiele? Reżyser Scott Frank rozegrał swoją partię po mistrzowsku. Zróżnicowana praca kamery, gęsty klimat, a jednocześnie sportowy nerw w trakcie rozgrywek podsycany narracją komentatorów i napięciem wśród zgromadzonej widowni – to wszystko ośmiela nas i angażuje w akcję. A jej zręczne poprowadzenie daje nam przekonujące złudzenie, że rozumiemy, co się dzieje na ekranie. Ot, sprawnie skonstruowana intelektualna proteza, o której zapomnimy w ferworze wydarzeń.
Dzięki temu, nawet jeśli bramy szachowego świata nie staną nagle przed nami otworem, możemy komfortowo obserwować pojedynki z perspektywy widza. Ba, niewiedza w tym momencie może podbić efekt tajemniczości i wrażenie, że oglądamy wytrwanych wojennych strategów, a nawet magów. A szachowi koneserzy mają możliwość oceniać i komentować rozgrywki koordynowane przez samego legendarnego Garriego Kasparowa. I korzystają z tej możliwości. Przewaga pozytywnych opinii oraz internetowe analizy serialowych pojedynków dowodzą, że netflixowa produkcja zdała egzamin z przeniesienia szachowego świata na srebrny ekran. Dzięki temu wiedza o szachach jest popularyzowana z szacunkiem i z kontekstem. Widz poznaje kulturę gry w szachy, ogólne prawidła nią rządzące, a także różnice w postrzeganiu sportu – od amerykańskiego punktu widzenia po jej prestiż w Rosji, gdzie gracze są szanowanymi celebrytami.
Królowa Taylor-Joy
Ale oczywiście w serialu zagrały nie tylko magiczne triki, które pozwalają nam uwierzyć, że wiemy, co się dzieje na ekranie. Na podobnej zasadzie działa hipnotyzująca charakterystyczna twarz odtwórczyni głównej roli, Anyi Taylor-Joy. Jej kreacja w dużej mierze bazuje na fizyczności – zwłaszcza na zaakcentowaniu jej kobiecości i niezwykłego wyczucia stylu w kontraście do zdominowanej przez mężczyzn dyscypliny szachowej. Ale nie ogranicza się do tego: jej oczy zdradzają uczucia i drogę, którą przeszła. Oddanie emocji musiało być tym trudniejsze, że bohaterka obserwowana z zewnątrz jest dość powściągliwa, a jednak widzimy, jak wiele dzieje się w jej głowie. To również zasługa młodej aktorki, która za swoją rolę zbiera zasłużone laury.
Sama Beth daje się lubić, ale chyba jednak daleko jej do bycia miłą osobą, a pewne jej zachowania wobec innych mogą być uznane za wręcz odpychające. Powierzchowność jej dobrych manier łatwo znika, gdy pojawiają się niesprzyjające okoliczności. A rosnąca świadomość własnego geniuszu sprawia, że jej uprzejmość bywa podszyta lekką pogardą i roszczeniowością. To jednak tym bardziej czyni ją wiarygodną postacią, która przez znaczną część życia nie miała nikogo, kto jej tych zaległych lekcji z życia społecznego udzieli. Odbierze je przy okazji, wiele z nich – jak to w życiu bywa – z bolesnym opóźnieniem. Pokora, umiejętność przegrywania, czy wreszcie elementarna wiedza – to elementy, bez których nawet geniusz pokroju Beth nie rozwinie skrzydeł.