Loading

O nas

Para na film to blog prowadzony przez Olę i Konrada – zakochanych w sobie i kinie. Recenzje kinowych premier, seriali, ale też ze szczyptą szerszej kultury. 

Konrad o Olu
Olu to dziennikarka, która zawsze chciała zawodowo pod kocykiem pić yerbę i pisać recenzje filmów. Los rzucił ją jednak do dziennikarstwa telewizyjnego, przeczołgał przez PR i dobił blogiem. Nigdy nie zapomniała o swoim przywiązaniu do X muzy, o czym przekonacie się na blogu. Gdy nie ogląda filmów i nie gotuje (a robi to z wielką pasją!) to najchętniej poszukuje inspirujących przepisów i ciekawych produkcji. Wyznaje zasadę, że najważniejszy jest plan. Zanim wybierze film, musi najpierw dopasować go do konkretnej kategorii, następnie utworzyć podkategorie i może wtedy się na coś zdecyduje, a decydować nie lubi. Namiętnie uczy się języka francuskiego, więc przed każdym filmem muszę przypominać, by powstrzymała się od głośnego powtarzania dialogów. Jeszcze niedawno uważała, że kino się skończyło i nie warto oglądać nowości. Dzisiaj podejście ma nieco inne. Nadal nieufnie podchodzi do niektórych moich nowszych propozycji, ale jak już wejdzie w film, to nie udaje, że czasem prosty humor jej nie bawi, a podczas oglądania bajki potrafi płakać jak poddani po śmierci dyktatora Korei Północnej. Uważa, że niektóre filmy i seriale są oparte na motywach jej życia. Nie rozumie ludzi, którzy się nudzą, bo sama znajduje sobie przeróżne zajęcia, które naturalnie wcześniej planuje i kategoryzuje. Nie znosi chaosu i improwizacji. Za nadaktora uważa Christophera Walkena, a za nadartystę Davida Bowiego. Ja walczę o miejsce na podium.

Olu o Konradzie
Gdyby Konrad miał napisać scenariusz do najstraszniejszego horroru w historii, z pewnością rozpoczynałaby go scena, w której bohater odkrywa brokuły i kaszę jaglaną w zestawie KFC. Stoicki spokój, opanowanie i pokrewna branża sprawiają, że niektórzy podejrzewają go o bycie Clarkiem Kentem. On sam odrzuca to porównanie, bo woli Batmana. Jednak z Supermanem łączy go także swoboda w poruszaniu się po przestworzach. Posiada licencję na dronowanie, co oznacza, że nie tylko kontempluje ujęcia filmowe z perspektywy fotela, ale również sam nagrywa – nadziemnie, ale i naziemnie. Amerykanofil, miłośnik włoskiej kuchni i rzeczonego KFC. Jego muzyka to hip-hop, ale krążą pogłoski, że sekretnie namiętnie oddaje się słuchaniu Krzysztofa Krawczyka. Preferuje tak zwane męskie kino, ale jak na prawdziwego mężczyznę przystało, nie pogardzi wysokiej próby komediodramatem podszytym romantyzmem. Ma alergię na gołębie, zwłaszcza te, które przysiadają na gałęzi i rozmyślają o istnieniu. Irytują go dziewczyny, które wracają same do domu, podobnie jak szamanki. Bezlitośnie piętnuje nudę w kinie i pseudoartystyczne (jego zdaniem) zabiegi filmowych twórców. Jest też idealnym odbiorcą kina moralnego niepokoju, ponieważ wywołuje w nim ono uczucie egzystencjalnej pustki i chęć walenia głową w ścianę (prawdopodobnie zgodnie z zamysłem reżyserów). Podczas rodzinnych zlotów, na facebooku i przy piwie pełni rolę ekskluzywnego filmowego konsultanta. Nic dziwnego – trafnie ocenia, pointuje i krytykuje. Prawdopodobnie przez lata ukrywany prawnuk Zygmunta Kałużyńskiego.

Jesteśmy na MEDIAKRYTYK

mediakrytyk

if ( function_exists( 'pgntn_display_pagination' ) ) pgntn_display_pagination( 'posts' );
Top