Loading

Przed wami jedyny słuszny ranking najlepszych filmów, które w 2016 roku miały swoją premierę w polskich kinach. W jury znalazły się dwie osoby, a więc można powiedzieć, że jest też obiektywny. Co do pierwszego miejsca nie mieliśmy wątpliwości. Przy kolejnych już musieliśmy powalczyć, więc w efekcie każdy z czegoś zrezygnował. Im bliżej podium, tym bardziej wyrównany poziom – cała pierwsza piątka to kinowa ekstraklasa.

10. Deadpool

deadpool_para_na_film

Konrad: Ryan Reynolds bardzo się starał, by ten film powstał tak jak sobie to wymyślił. Nagrał próbny fragment, a później zaangażował się w genialną kampanię promocyjną – Deadpool był wszędzie. To także on namówił producentów, by film powstał w kategorii wiekowej R, a więc dla ludzi od 17 roku życia. Ryzyko się opłaciło, bo i tak na siebie zarobił. Nie zliczę, ile produkcji zostało zepsutych przez dostosowanie ich do najmłodszych widzów. Sam film, to w gruncie rzeczy głównie zbiór skeczy i zabawy z widzem w burzenie czwartej ściany. Czasami stara się być aż za fajny. Taki kumpel, który opowiada dobre dowcipy, ale czasami nie wie, kiedy przestać.

Olu: Jeśli stwierdzicie, że “Deadpool” balansuje na granicy przekozaczenia, a nawet ją przekracza, teoretycznie byłabym skłonna zgodzić się z Wami. W praktyce jednak w niczym nie umniejszyło to mojej przyjemności oglądania. Ekranizacja komiksu Marvela z definicji już będzie przerysowana. Poza tym film ma parodystyczne zacięcie, dzięki czemu wolno mu więcej. “Deadpool” bezlitośnie punktuje kolejne schematy kina akcji, sposobu przedstawiania superbohaterów i absurdy hollywoodzkich standardów. Kategoria wiekowa R czyni reżysera wolnym – i wulgarnym, ma się rozumieć – dlatego nawet nie próbujcie, jeśli w takiej konwencji nie gustujecie.

9. Sausage Party

maxresdefault-2

K: To zapewne najbardziej kontrowersyjna pozycja, ale my się swojego gustu nie wstydzimy! Jak ktoś lubi kreskówki takie jak „South Park” i „Family Guy”, a do tego humor po bandzie pełen nawiązań do popkultury, to także kupi tę animowaną komedię dla dorosłych. Swoją drogą, to ciekawy jestem, ilu rodziców zabrało swoje pociechy na „Sausage Party”, a nieuważna obsługa kina przepuściła na salę. Powinni postawić jakieś ukryte kamery i nagrywać całe rodziny uciekające w popłochu.  Seth Rogen i spółka to gwarancja chorego poczucia humoru.

O: Widzowie nie pokochali kiełbasek… A nam smakowało! U mnie zadziałało kilka czynników:

  1. Zamiłowanie do alternatywnych światów stworzonych na bazie już istniejącej rzeczywistości. Ktoś wreszcie zdał sobie sprawę, jaki potencjał osobowościowy kryją sklepowe półki!
  2. Uwielbienie dla animacji w ogóle. Dziecinne też lubię, ale dorosłe – takie, na które berbecie nie mają wstępu, a ja tak – tym bardziej.
  3. Nerwica natręctw, która każe mi ciągle mimo woli wyobrażać sobie, że każdy przedmiot i/lub jedzenie tak naprawdę myśli, czuje i przeżywa. Coś okropnego.

8. Królestwo

Królestwo_para_na_film

K: Tyle filmów trafiło do kina, a my w dziesiątce najlepszych umieszczamy dokument o zwierzętach? Tak jest! Pewnie wiele osób odpuściło sobie seans, bo „Grażyna, pogięło cię, płacę za kablówkę, a masz tam przecież Animal Planet”. „Królestwo” to kino szalenie efektowne. Gdy już zaczynamy się nudzić na kolejnych blockbusterach, w których niszczone są całe planety, to efekciarstwo filmu dokumentalnego o lesie jest czymś zupełnie nowym. Nie mam wątpliwości, że większość ujęć było skrupulatnie zaplanowane, ale co z tego. Mi tam nawet brakowało 3D. Aż chce się pójść do lasu.

O: Dawno dawno temu był taki czas, kiedy nie musielibyśmy chodzić do kina, żeby podziwiać niczym niezmącone piękno natury. Nie musielibyśmy, gdybyśmy wówczas istnieli (o kinach nie wspominając). Znakomity dokument bezkompromisowo pokazuje zachłanność i egoizm człowieka, który za wszelką cenę poprawia jakość swojego życia i podporządkowuje sobie otaczający go świat. Takie jest niewesołe przesłanie “Królestwa”. Ale nie spodziewajcie się przykrego seansu zakończonego poczuciem winy (no, może troszkę) – zanim człowiek obali Królestwo Fauny i Flory, będziemy podglądać leśne stworzenia, jakbyśmy byli jednymi z nich. Discovery Channel w wersji kinowej, a nawet z namiastką fabuły.

7. Pokój

room

K: Najbardziej skromny film wśród wszystkich, które w ubiegłym roku walczyły o Oscara w najważniejszej kategorii. Pieniądze to nie wszystko – moim zdaniem był najlepszy. Ciężki temat, który z reguły nie przybijał się do szerokiej publiczności. Rozpisana praktycznie na dwie osoby historia o woli przetrwania, poświęceniu i odkrywaniu życia na nowo. Dobra kreacja Brie Larson i wielka rola małego Jacoba Tremblaya, który po tym filmie zaczął robić coraz większą karierę. Jak się nie zagubi, o co tak łatwo u młodych aktorów, to jeszcze o nim usłyszymy.

O: Zaczyna się robić nieco poważniej. Na 7. miejscu mamy bowiem film, który według mnie zasłużył w ubiegłym roku na Oscara wraz z aktorami, którym w moim mniemaniu ten Oscar się należał. Należałby, gdyby te nagrody znaczyły tyle, ile próbuje nam się wmówić, że znaczą. Do rzeczy. Film pokazuje zarówno życie więzionej od kilku lat kobiety wraz z poczętym z gwałtu synem, jak również to, jak nieoczywista może być interpretacja frazesu “żyli długo i szczęśliwie”. Na poziomie dosłownym mamy emocjonujący dramat psychologiczny i thriller, a ponad nim możemy doszukać się metafor dzieciństwa i rozważań na temat poczucia bezpieczeństwa.

6. Przełęcz ocalonych

przelecz_ocalonych_para_na_film

K: Wygląda na to, że Mel Gibson na dobre powrócił do pierwszej ligi. Historia żołnierza, który odmówił strzelania do wroga jest tak niewiarygodna, że gdyby nie wydarzyła się naprawdę, to nikt nie uwierzyłby w wydarzenia przedstawione na ekranie. Sami twórcy nawet nie pokazali niektórych autentycznych wątków na polu walki, bo uznali, że widzowie uznają je za kłamstwo i pudrowanie historii. Tak efektownego kina wojennego nie było na ekranach od czasu „Szeregowca Ryana”, a zostało zrobione za o wiele mniejsze pieniądze.

O: Mel wykorzystał szansę powrotu do łask Hollywood, którego może za bardzo nie kocha, ale którego potrzebuje. Jak widać zapalczywość i konserwatywne poglądy Mela mogą być użyte jako amunicja w słusznej sprawie. W tym wypadku – upamiętnienia niezwykłej historii Desmonda Dossa – pacyfisty, głęboko wierzącego adwentysty, który na własne życzenie znalazł się w ogniu walki bez broni. Przyznam, że w kinie skręcało mnie momentami od papierowych dialogów i zbyt wysokiego stężenia patosu. Ale do czasu, kiedy rzeczywistość przerosła wszelkie scenariusze. I tutaj już wyrazistość Gibsona i jego zamiłowanie do scen mocnych i symbolicznych znalazły pełne uzasadnienie. Nagle znajdujemy się w samym środku bitwy, a ten sam Desmond, który początkowo naprawdę może irytować, sprawia, że widzimy w nim nadczłowieka.

Strony: 1 2 3

Top