NAZYWAM SIĘ NATALIE PORTMAN I CHCĘ DRUGIEGO OSCARA
OKIEM OLUDoceniam styl, narrację, wybór konwencji i aspiracje twórców „Jackie”, podobnie jak aktorski talent Natalie Portman. To miało być i mogło być poruszające kino o przeżywaniu żałoby. Niestety z mojej perspektywy już od pierwszych minut, pomimo aż nazbyt dostrzegalnych ambicji, „Jackie” okazała się być wszystkim tym, czym obawiałam się, że będzie. Hagiografią udającą ambitne kino, grzeszącą pretensjonalnością. Portman tak desperacko usiłowała odtworzyć sposób bycia i mówienia Jackie, że w efekcie zobaczyłam przeszarżowaną parodię z osobliwą manierą będącą skrzyżowaniem dojrzałej Katharine Hepburn i Marilyn Monroe. 5/10 |
Pisałem już o oszustwie na poziomie artystycznym i historycznym, to teraz czas na chyba największe – aktorskie. Nawet większość z tych nieprzychylnych widzów gdzieś na marginesie dodaje: „ale ta Natalie Portman, to jednak świetna rola”. Serio? Polecam odpalić fragment dokumentu z prawdziwą Jackie, a później obejrzeć film (lub odwrotnie). Ze względu na dziwaczny akcent pierwszej damy, odegranie jej roli to balansowanie na cienkiej granicy między prawdą a parodią. Portman przesadziła za bardzo podkreślając poszczególne sylaby, że naraziła się na śmieszność. Dla przykładu Magdalena Boczarska w „Sztuce kochania”, gdzie odtwarzała Wisłocką miała podobnie ryzykowne zadanie, ale ani na moment nie otarła się o parodię.
Portman tutaj nie tylko za bardzo chciała wejść w rolę, ale też pomyliła teatr z kinem (pozdrawiam Meryl Streep). Jedyne momenty, gdy dobrze jej się słucha, to te, gdy wchodzi w rolę zimnej suki, ale to tylko momenty. Poza nimi nie wiem, czy jej się coś nie pomyliło i może równolegle przygotowywała się do roli w filmie „Jackie: ostatnie lata”? Bo jak inaczej wytłumaczyć jej powolne chodzenie i czasem babciny głos?
Nie dość, że się wynudziłem, to nadal nie wiem, o czym miał być ten film. Zupełnie zbędna produkcja, która nic nie wnosi, a z postaci Jackie robi dziwaczkę. Celem jest chyba tylko poklepanie hamburgerów i ich historii po plecach oraz drugi Oscar dla Portman – chyba najbardziej wyżebrany w historii tych nagród. A z żebraniem najczęściej idzie też oszustwo. Dasz piątaka kalece, a ten za chwilę wstaje i odjeżdża na rowerze. Miałem kiedyś psa o imieniu Dżeki (prawie jak Jackie). Taki mały kundelek, który mało szczeka (niby niegroźny), ale jak do niego podejdziesz, to nagle złapie cię za nogawkę i szarpie, jakby chciał zabić. Oszust. Właśnie taki jak ten film.
Konrad
3/10
