Loading

Dawno, dawno temu Netflix był gwarancją jakości dla wszystkich seriali, które robił (podobnie jak HBO). Z czasem zaczął ich robić tyle, że pojawiały się wśród nich zwykłe kaszanki. Zabrał się też za filmy z tak marnym skutkiem, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że jeśli jakaś produkcja ma swoją premierę na tej największej platformie VOD, to na 80 procent będzie to niewypał. Dorzucają kolejne setki milionów dolarów, zapraszają do współpracy największych twórców, znanych aktorów i aktorki, a i tak ich naprawdę udane filmy można policzyć na palcach jednej ręki. „Kluseczka” z Jennifer Aniston potwierdza tylko tę regułę. Film, który tak bardzo skupił się na przesłaniu, że zapomniał o tym, że jest filmem i wypadałoby mieć jakąś dobrą historię, ciekawych bohaterów, przełomowe momenty, tutaj wywołać uśmiech, tam wzruszyć. Prawie nic tutaj nie działa tak jak trzeba.

kluseczka 2 paranafilm
W czym ja właśnie zagrałam?!

„Kluseczkę” określiłbym filmem z serii body positive. Główna bohaterka Willowdean (Danielle Macdonald) ma duża nadwagę, szczupłą przyjaciółkę, znajomą „chłopczycę” i matkę – byłą miss. Poza tym lubi oglądać show w wykonaniu drag queen, a jej idolką jest Dolly Parton. Każda z tych osób jest zupełnie inna. Ewidentnie film z misją, ale wykonaną tak, że ma się wrażenie oglądania agitki, a nie normalnego filmu. Willowdean próbuje sobie poradzić po śmierci ciotki, która ją wychowywała, podczas gdy matka jeździła na konkursy piękności i próbowała ich utrzymać. Nasza bohaterka szczerze nie cierpi wyborów miss, a przez to jednocześnie niespecjalnie szanuje własną matkę (Jennifer Aniston), która jako była królowa piękności nadal organizuje takie konkursy, w miasteczku jest też dość rozpoznawalną osobą. Córka jest jest zakompleksiona, ale też nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ponieważ uważa, że ocenianie ludzi po wyglądzie uwłacza ludzkiej godności, sama zamierza wziąć udział w konkursie organizowanym przez matkę i tak oto zaczyna się fabuła pozbawiona większego sensu.

kluseczka 3 paranafilm

OKIEM OLU:
Danielle Macdonald w “Pati Cakes” i Jennifer Aniston w “Cake” udowodniły, że potrafią się świetnie odnaleźć w niezależnym kinie amerykańskim. “Dumplin’” właśnie takie kino udaje, ale oko kinomana dość szybko dostrzeże, że pod na pozór podobnym klimatem prowincjonalnego realizmu kryje się wydmuszka. Skąpa fabuła i mała dawka akcji zawsze może się wspaniale wybronić wiarygodnością postaci i relacji między nimi. Tutaj brakuje zniuansowania charakterów, a przede wszystkim – motywacji i zachowań. Brak wiarygodności przemiany, jaką przechodzą bohaterka i jej mama, powoduje, że finał wyłania się znikąd. Tylko po to, by przypieczętować – skądinąd słuszną – tezę, która niestety była wygłaszana i deklamowana bez bawienia się w jakieś tam subtelności. A szkoda. 4/10 [bo jednak Danielle i Jennifer robią, co mogą]

„Kluseczka” udaje dobre amerykańskie kino niezależne. Mamy małe miasteczko, przyziemne problemy, normalne życie… ale to nie wystarczy. Film, który promowany jest jako komediodramat w ogóle nie śmieszy i nie wzrusza. To tak jakby horror nie straszył – coś tu jest nie tak. Szczytem komizmu jest scena, w której Aniston jest przewożona na leżąco na tylnym siedzeniu, a momentem, który ma być przełomem i wzruszyć widzów jest ten, gdy ta sama aktorka rozpacza i mówi swojej córce, że dopiero teraz wiele rzeczy zrozumiała. Problem w tym, że fabuła ani trochę tego nie uzasadnia. Historia, która ma chyba pokazać prawdziwe oblicze konkursów piękności, kończy się na tym, że właściwie w filmie nie ma negatywnych bohaterów, nie ma z kim walczyć, a główna bohaterka w pewnym momencie sama nie wie, o co jej właściwie chodzi. Zatem jak widz ma wiedzieć? Jak ma się zaangażować w historię, w której walczy się z uprzedzeniami i jednocześnie pokazuje najbardziej stereotypową feministkę na świecie? Zamysł był zapewne taki, by wesprzeć Willowdean w jej walce z konkursami piękności, ale koniec końców bardziej rozumie się jej matkę, która te konkursy organizuje. Historia jest zupełnie nieangażująca, brakuje w niej momentów zwrotnych, interesujących bohaterów, antagonistów, dialogów, które potrafiłyby rozbawić lub wzruszyć. I to wszystko z aktorkami, które już udowodniły, że potrafią zagrać w dobrych komediodramatach (przezabawna ciekawostka: „obydwa mają słówko „cake” w tytule).

Zatem zamiast tracić dwie godziny na tego potworka, polecam odpowiednio „Patty Cake$” z Danielle Macdonald i „Cake” z Jennifer Aniston. Reżyserka „Kluseczki” też może je zobaczyć, a dowie się jak powinno wyglądać dobre kino niezależne i jak bardzo zmarnowała potencjał, który miała w sobie ta obsada.


3/10
Konrad

Top