Loading

Brad Pitt, Will Smith, Tilda Swinton, Robert De Niro – niektóre filmy z ich udziałem zobaczymy teraz od razu w Internecie. Kina zostaną pominięte.

Jeszcze niedawno byliśmy zaskoczeni tym, że Netflix w głównej roli swojego serialu obsadził wielką kinową gwiazdę z Oscarem na koncie. Dalej już poszło i serwis VOD skutecznie powalczył z tradycyjną telewizją i kablówkami. Dawniej wyznacznikiem jakości seriali było HBO, dzisiaj podobnie są traktowane seriale Netflixa, które dodatkowo wyróżnia to, że są wypuszczane jednego dnia. O tym, że nie do końca mi się to podoba, pisałem tutaj.


Brad Pitt i Tilda Swinton w filmie wojennym. Premiera 26 maja.

Teraz wygląda na to, że Netflix wziął do siebie niezbyt pochlebne opinie o swoich filmach, po których jednak widać pewną „telewizyjność”, że coraz śmielej zaczął angażować największych twórców. Szerokim echem obiła się informacja, że nowy film Martina Scorsese „The Irishman” trafi właśnie na ich platformę. To gangsterska produkcja, w której najprawdopodobniej wystąpią Robert De Niro, Al Pacino i Joe Pesci. Ponieważ reżyser nie mógł się dogadać z wytwórnią Paramount, udał się do Netflixa (albo Netflix przyszedł do niego ze 100 milionami dolarów w walizce). Co to oznacza dla widzów? Rewolucję. Jeśli serwis nie zdecyduje się na kinową dystrybucję, a póki co wszystko na to wskazuje, to nie zobaczymy w kinie filmu zrobionego przez jednego z największych żyjących reżyserów, który zaangażował prawdziwie gwiazdorską obsadę. W ogóle jak, kurwa, Paramount mógł powiedzieć komuś takiemu jak Martin Scorsese, że nie wyda kasy na jego nowy projekt? O ile niezależne i mniej widowiskowe filmy mogę oglądać w domu na ekranie telewizora, to jednak większość produkcji pierwszy raz chciałbym zobaczyć w kinie. Niezależnie od przekątnej to wciąż inna jakość obrazu i dźwięku. Na Netflixie chętnie je sobie przypomnę lub nadrobię zaległości.


Will Smith w filmie Ayer’a („Dzień próby”, „Legion samobójców”) z pogranicza fantastyki i kina policyjnego. Premiera w grudniu.

Gdyby nie sprytna umowa serwisu z siecią kin w USA, produkcje oryginalne Netflixa nie mogłyby brać udziału w wyścigu po Oscary, a to doprowadziłoby do kuriozalnej sytuacji, gdy właśnie np. film Martina Scorsese w ogóle nie byłby brany pod uwagę. Póki co, nie zanosi się na to, by jakieś kino w Polsce puszczało filmy, które można równolegle zobaczyć legalnie w Internecie. To nie tylko rewolucja, ale i granie według nowych zasad. Na Netflixie można zobaczyć wiele filmów granych wcześniej w kinie, ale za to sama platforma swoje oryginalne produkcje puszcza bezpośrednio u siebie, pomijając cały rynek kinowy.


Tilda Swinton i Jake Gyllenhaal w przygodowym sci-fi. Premiera 28 czerwca.

Niewątpliwe nowa sytuacja ma także wiele plusów. Przede wszystkim Netflix nie stroni od ambitniejszych produkcji. Najbardziej znany na świecie festiwal filmów niezależnych Sundance wygrał właśnie ich film: „I Don’t Feel at Home in This World Anymore”. Gdyby nie on, może ta ciekawa, przypominająca „Fargo” produkcja, w ogóle by nie powstała. Po drugie, konkurencja nikomu nie zaszkodzi.


Tegoroczny zwycięzca festiwalu w Sundance. Już dostępny na platformie Netflix.

Od lat rynek jest podzielony na filmy kinowe i filmy telewizyjne. Jeśli podciągniemy Netflixa pod telewizję, to rewolucja będzie polegać na zmianie jakości. Filmy wypuszczane prosto do TV lub na DVD były z reguły słabsze i pozbawione aktorów z pierwszych stron gazet. Netflix zaczął angażować gwiazdy zarówno na fotelu reżysera jak i wśród aktorów. Kino, które jest aktualnie zalewane komiksowymi telenowelami i kolejnymi częściami i remake’ami znanych produkcji potrzebuje na szyi oddechu kogoś nowego – kogoś, kto gra według własnych zasad, a my po tym jak przyzwyczailiśmy się, że wiele seriali prześciga poziomem najbardziej znane filmy, przyzwyczaimy się też do oglądania premier największych filmów na ekranie telewizora.

Konrad

Jeśli, tak jak my, interesujesz się filmami i spodobał Ci się powyższy tekst, to polub też naszą stronę na Facebooku i zacznij nas śledzić na Twitterze.

 

Top