5. Tully
O: Odtrutka na idealistyczne postrzeganie macierzyństwa, jeśli nie realistyczna – to tak bardzo bliska realizmowi, na jaką może zdobyć się Hollywood. Za sprawą filmu stajemy się dyskretnym, ale bardzo bliskim świadkiem kryzysu matki, która nie daje sobie rady z życiem po urodzeniu kolejnego dziecka. Która ma wątpliwości co do słuszności obranej przez siebie drogi, która znalazła się emocjonalnie i fizycznie u kresu sił. Bardzo mocne zakończenie i cenny przekaz, dzięki któremu kobiety mają szansę poczuć, że nie są same w przytłoczeniu codziennością. Że to normalne, że macierzyństwo nie zawsze daje kobietom tyle radości i satysfakcji, że potrafią być ponad to, co z tego tytułu tracą i realizować się jako matka z pieśnią na ustach przez 24 godziny na dobę. Drogie Mamy, jesteście bohaterkami i należy Wam się pełnoetatowe wsparcie <3
K: Jak myślicie o tematach tabu, to pewnie nie przychodzi wam do głowy nie dawanie sobie rady z wychowywaniem dzieci? O tym właśnie opowiada „Tully”. Film powinien zostać zadedykowany matkom, które czasem oddają całe swoje życie, by wychować małego człowieka – nie śpią, nie mają czasu na żadne rozrywki i tak naprawdę mało która z nich powie wprost, że nie daje rady. Bo to tabu. Film został jednak tak pomyślany, by zadowolić fanów ciekawych zwrotów akcji, a nie tylko jako ideologiczna przemowa. Utrzymuje dobre tempo, ciekawie się rozwija i nie przynudza. Wbrew pozorom niewiele jest tutaj dramatyzowania. Jeden z ważniejszych ubiegłorocznych filmów.
4. Zimna wojna
O: Podobnie jak Konrad nie potrafiłam zachwycić się “Idą”, ale “Zimna wojna” opanowała moją głowę i serce na długo. Już sam fakt umiejscowienia tej historii w początkach zespołu Mazowsze… pardon, Mazurek, który tak pięknie wzrastał na prlowskim błocie – już samo to było dla mnie zachwycające. A połączenie tego z kosmopolityczną samotnością i próbami ucieczki przed sobą kupiło mnie do reszty.
W “Idzie” brakowało mi treści, która wypełniałaby zjawiskowe kadry, choć przecież zdarzało mi się adorować filmy, w których forma była treścią i odwrotnie. Ale “Zimnej wojnie” dynamiczny rytm nadaje historia rozpostarta pomiędzy piękną, ale kapryśną miłością tych dwojga. Każdą scenę wypełniają emocję, a nie jest tylko pięknym obrazkiem, chociaż i tutaj każdym kadrem można się głęboko zaciągnąć w zachwycie.
Kulig i Kot są cudowni i wierzę głęboko, że każde z nich swoimi naturalnymi talentami i niezmanierowaniem utorują sobie drogę do międzynarodowej kariery. [Na złość zazdrośnikom, panie Danielu Craig!]
K: Oglądając poprzedni film Pawlikowskiego – „Idę”, umarłem z nudów. Bałem się powtórki, a tu taka niespodzianka. Poza pięknymi kadrami, film ma też porządne tempo i dobrą historię. Pewnie tutaj zasługa leży po stronie współscenarzysty – Janusza Głowackiego. No i ta życiówka Joanny Kulig. Trzymam kciuki, by otworzyły się przed nią drzwi do Hollywood. Partnerujący jej Tomasz Kot po tym filmie był nawet rozpatrywany do roli w Bondzie. „Zimna wojna” to klasyczny melodramat z dramatyczną historią Polski w tle. Napisany tak, że doskonale jest zrozumiały za granicą – stąd te zachwyty i worek nagród – zasłużone.
3. Nić widmo
O: Najlepszą rekomendacją jest rekomendacja Konrada, który dał się zaciągnąć do kina tylko dlatego, że film miał oscarową nominację, a w ostatecznym rozrachunku wyszedł co najmniej tak zafascynowany jak ja. Zły film z Day-Lewisem to (prawie) zawsze sprzeczność, więc ja tam byłam spokojna, ale i tak Paulowi Thomasowi udało się mnie pozytywnie zaskoczyć.
To historia wybitnego krawca i jego trudnego charakteru. Trudnego, lecz nie tak skomplikowanego, jak mogłoby się wydawać. W każdym razie nie dla jego muzy….
Prawdziwie koronkowa robota godna materiałowych arcydzieł wychodzących spod igły Reynoldsa Woodcocka.
K: Sporo na tej liście filmów, które mnie pozytywnie zaskoczyły. Ten jest kolejnym. W najdrobniejszych szczegółach dopracowana historia krawca. Widać, że twórcy odrobili lekcje, bo z samego filmu można się sporo dowiedzieć o tym fachu. Po części to teatr, w którym pierwsze skrzypce gra Daniel Day-Lewis. A jedna z kulminacyjnych scen, w której gra wręcz tylko milczeniem i wymianą spojrzeń, to coś tak spektakularnego, że powinno się to puszczać na wszystkich wydziałach aktorskich. Historia, która na papierze wydaje się nudna, jest wielkim widowiskiem – kinem, którego w tych czasach już za wiele się nie robi.
2. Wyspa psów
O: Wes Anderson u szczytu swojej wesandrowości. Hipnotyzujący świat, w którym zwierzęta mówią ludzkim głosem, podczas gdy ludzi nie potrafimy zrozumieć ani my widzowie, ani chyba oni sami siebie. Efekt alienacji potęguje obca nam kultura (swoją drogą, ciekawe, jak “Wyspę Psów” ogląda się widzom z Japonii). Jak zwykle film Andersona równa się u mnie dreszczykowi przyjemności przy większości pomysłów realizacyjnych i dziecięcej frajdzie z kunsztownej formy połączonej z satysfakcją ze spójnej fabuły. Chyba żaden reżyser nie potrafi dać mi tyle skondensowanego szczęścia zamkniętego w jednym seansie.
I ciągle chodzi mi po głowie: “I won’t hurt you…”.
K: Wesa Andersona albo się lubi albo omija szerokim łukiem. Wypracował sobie autorski styl, powielając symetryczne kadry. Ja lubię. Nie tylko z powodu zdjęć, ale nietypowego, nieco abstrakcyjnego klimatu. Tutaj dorzucił jeszcze sporo japońszczyzny. W efekcie otrzymaliśmy pięknie zanimowany film z chwytającą za serce historią, której – jak to u niego – nie brakuje czarnego humoru.
1. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
O: Wiele już zostało napisane w recenzji Konrada i w naszych podsumowaniach oscarowych. Ten film to artystyczna doskonałość, to także – a może przede wszystkim – przypowieść o gniewie i radzeniu sobie ze złością. O niezgodzie na absurdalne cierpienie i zło. Emocjonalne katharsis, które na dodatek świetnie się ogląda.
K: Gdy zacząłem myśleć o tej liście, byłem pewien, kto wygra. Bardzo lubię wcześniejsze dokonania reżysera: „7 psychopatów” i „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”. „Trzy billboardy” są jednak jeszcze lepsze. Nie będę się powtarzał, wiec zachęcam do przeczytania całej recenzji (o tutaj klikamy) i przede wszystkim nadrobienia tego genialnego filmu, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
Na listę nie załapały się, ale mało im zabrakło: „Lady Bird”, „I tak cię kocham”, „Atak paniki”, „Tamte dni, tamte noce”, „Pusty i głupi gest”, „Ciche miejsce”.
Olu&Konrad
Zobaczcie także:
Najlepsze filmy 2017 roku
Najlepsze filmy 2016 roku
Jeśli, tak jak my, interesujesz się filmami i spodobał Ci się powyższy tekst, to polub też naszą stronę na Facebooku i zacznij nas śledzić na Twitterze.