Konrad: „Cycki se usmaż”, „Bo to zła kobieta była”, „Niech Moc będzie z Tobą”, „Zamierzam złożyć mu propozycję nie do odrzucenia”, „Uwielbiam zapach napalmu o poranku”. Co łączy wszystkie te filmowe cytaty? Trzy rzeczy:
- Niemal wszyscy je znają, włącznie z tymi, którzy oglądają trzy filmy rocznie.
- Zostały napisane przed szeroką ekspansją Internetu.
- Wszystkie weszły do języka potocznego.
Mam propozycję, spróbuj teraz przypomnieć sobie 1 cytat z filmu nagranego w ostatnich dziesięciu latach, który przeniknął do mowy potocznej. Masz 5 minut. Czas start.
Olu: Pomijając fakt, że gdyby nie Filmweb, nie pamiętałabym tytułów połowy oglądanych filmów, muszę przyznać otwarcie: NIE PAMIĘTAM. Gdy właśnie usiłowałam ze wszystkich sił coś konkretnego sobie przypomnieć, zdałam sobie sprawę, że zawartość mojej głowy przypomina zagraconą i przeładowaną bibliotekę, a próba sięgnięcia do archiwów cyfrowych zaowocowała jedynie wewnętrzną projekcją kolaży kadrów i scen. Myślenie obrazkowe zawładnęło naszymi umysłami na dobre? Czy też może pytanie powinno brzmieć: co nam przeszkadza w doświadczaniu filmów? Dlaczego to, że internet otworzył przed nami drzwi do kultury, którą wcześniej podglądaliśmy przez dziurkę od klucza, miałoby stać się dla nas ograniczeniem?
K: To jest jak z nauką. Nikt nie jest w stanie być na bieżąco z fizyką, historią i chemią – nawet gdy wszystkie informacje masz w Internecie. Poświęcisz życie prywatne, ale i tak zabraknie Ci doby, by zdążyć z przyswojeniem wszystkiego. Poszedłem szeroko, ale nawet wystarczy pozostać przy samych filmach. Na początek weźmy wszystko to co już powstało i wypadałoby znać. Nie ma kinomana, który widziałby wszystkie “klasyki”. Każdy ma pewne braki, które Ty nazwiesz wstydliwymi, a ja nieuniknionym. Może mały coming out. Do tej pory nie widziałem “Casablanki” (stan na grudzień 2016). Gonimy za króliczkiem o imieniu Byćnabieżąco, ale nigdy go nie złapiemy. Po drodze nie zwracamy uwagi na mijane krajobrazy, bo ciągle biegniemy i biegniemy.
O: Nie, nie nazwę wstydliwymi, wyobraź sobie :p Nie ma czegoś takiego, jak wstydliwe braki w lekturze/filmach, etc. Jeśli już można coś ewentualnie uznać za wstydliwe to brak świadomości istnienia danego wytworu kultury, a i co do tego mam ogromne wątpliwości. Na pewno wstydliwe jest poprawianie sobie samopoczucia poprzez wytykanie innym domniemanych braków. O!
Ale – wracając do tematu – to prawda, sama pogoń stała się ważniejsza i wszystko odbywa się kosztem przeżywania. A jeszcze w 2005 roku znałam na pamięć całą pierwszą część “Ojca Chrzestnego”, obszerne fragmenty “Scarface”, nie mówiąc już o “Łowcy Jeleni”, którego obejrzałam bez mała 20 razy i do dziś pamiętam nie tylko każdy dialog, ale też każde milczenie i każdą wymianę spojrzeń między Walkenem, De Niro i Meryl. Na dysku mojego stacjonarnego komputera miałam tonę zdjęć, pościągane trailery i pliki wav z cytatami z obejrzanych przeze mnie filmów.
K: W modzie było – poniekąd uzasadnione – narzekanie na Polsat, który w kółko powtarzał te same filmy, a premiery były prawdziwym wydarzeniem. Tak działała większość kanałów telewizyjnych. W czasie, gdy do kina chodziło się rzadziej, bo nie było na to pieniędzy, Internet majaczył gdzieś w tle, to tylko Jedynka, Dwójka, TVN i Polsat pełniły rolę dawcy X Muzy. Jak nie było nowości, to oglądało się w kółko to samo, a więc nie trudno o utrwalenie. Nie było też tak, że z każdej strony atakowały nas premiery, więc chętniej wracało się do znanych produkcji, a i w szkolnej ławce tematem była raczej wczorajsza powtórka “Aliena”, a nie nowy film w kinie.
O: I dzięki temu celebrowaliśmy oglądanie filmów, ba – nawet każda informacja o nich miała swoją wartość! W latach 2000-2003 oglądałam nieporównywalnie mniej produkcji. Do kina chodziłam od święta, kasety VHS wtedy jeszcze były drogie, w zasadzie byłam zdana głównie na to, co puszczali w telewizji, by następnie nagrać to na wideo i przekatowywać do zdarcia taśmy (i nerwów rodziców). Ale orientowałam się w nowościach nie gorzej niż teraz. Powód? Regularne kupowanie “Filmu” – do dzisiaj mam kolekcję, której nie dam nikomu wyrzucić (tak jak to zrobiono z moimi “Kaczorami Donaldami”. I “Zwierzakami”. I “Świerszczykami” ;( ]. W czasach, gdy redaktorem naczelnym był bodajże Lech Kurpiewski, ten miesięcznik był moim oknem na świat. Chłonęłam te filmy, nie widząc znakomitej większości z nich. I chyba pamiętam i znam je bardziej niż te, które obejrzałam po roku 2005.
K: Niesłychane, jak sami wzięliśmy udział w tej gonitwie. Szkoda samych filmów, bo nie jestem zwolennikiem tezy, że teraz nie ma dobrych produkcji. Ciągle takie powstają, a polskie kino wspina się właśnie na wyżyny. To nie fair wobec nich, że tak szybko o nich zapominamy, nie poświęcamy im tak wielkiej uwagi i tak wiele czasu jak temu, co widzieliśmy kiedyś w telewizji. Oglądanie tego samego filmu drugi, a co dopiero piąty i dziesiąty raz błędnie wydaje się stratą czasu, bo myślimy, że przecież można by wtedy obejrzeć coś nowego. Kulturę dotknęła choroba naszych czasów – wyścig szczurów. Bezmyślnie, byle do przodu i byle więcej. Nowy telefon różni się od obecnego milimetrem szerokości i musimy go mieć. Bo inni mają, bo już na “stary model” nie powstaną aplikacje, gry. A jak znajomi wsiąkną w którąś z nich? O czym będziemy z nimi rozmawiać? Absurd.
O: Coś w tym jest, że nad filmami ciąży milenijne fatum. Sęk w tym, że niewiele możemy na to poradzić, bo nawet jeśli nie dbamy o to, że będziemy oglądać mniej filmów, ominą nas filmy nominowane na poszczególnych festiwalach i nowości, które “widzieli już wszyscy” to nasz wewnętrzny pasożyt-odkrywca nam na to nie pozwoli, bo jego żądny nowości organizm będzie chciał więcej i więcej. Nie wchodzimy w temat – szukamy kolejnych. Celebracja w XXI wieku urasta do rangi najtrudniejszej ze sztuk.
K: Pamiętam filmy, które tego samego wieczora obejrzałem dwa razy. Po zakończeniu serialu “Friends”, natychmiast włączyłem pierwszy odcinek i ponownie obejrzałem 10 sezonów. Powtórzyłem to zresztą kilkukrotnie, a i tak ciężko mi przełączyć kanał, gdy widzę ten nadserial na “Comedy Central”. Całe szkoły żyły konkretnymi filmami i serialami i nimi “mówiły”. Teraz nie ma czasu, trzeba obejrzeć kolejną nowość i szybko o niej zapomnieć. Powoli staram się wracać do nowszych filmów, które mi się szalenie spodobały, a widziałem je tylko raz. “Bogowie”, Zwierzęta nocy”, “W Głowie się nie mieści” i pozostali, zasługujecie na to.
O: Aż chce się zanucić kawałek Beneficjentów Splendoru: “za dużo, za łatwo, zabierz to – nie cieszy mnie opcji miliard sto”…
Wybacz dość… hmm… dosadny tekst piosenki, ale pasuje. Inna sprawa, że chyba nie jest tak źle, skoro pamiętałam fragment tego tekstu, co by oznaczało, że jakieś cytaty w głowie zostają. A czy została jeszcze jakaś nadzieja dla nas, nałogowych oglądaczy? Może faktycznie coś jednak zyskujemy przez hurtowe oglądanie łatwo dostępnych filmów? Szersze spojrzenie na kino, możliwość porównań… Czy jednak w rzeczywistości radośnie taplamy się w konsumpcjonistycznym bajorku? Bo przecież na dłuższą metę nie przetworzymy tylu informacji, iloma bombarduje nas współczesny świat. Ja tam nie wiem, idę lepić pierogi. Jednocześnie oglądając “Młodego papieża”, bo mam zaległości.
*jeśli zastanawiacie się, o co chodzi z obrazkiem na samej górze, to odpowiedź znajdziecie w 20 sezonie „South Parku”.
Olu i Konrad